piątek, 18 października 2013

City of Bones

Cześć! Szkolny tydzień nareszcie mam za sobą. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo dla mnie pechowy i nieprzyjemny, no ale takie rzeczy zdarzają się przecież codziennie wielu innym ludziom. Dość użalania się nad sobą! Przez ostatnie kilka dni przygotowywałam dla was recenzję filmu "Dary Anioła: Miasto Kości". Nie będę ukrywała, że długo - i z niecierpliwością - czekałam na ten film. Jestem wielką fanką książek i filmów fantasy, ale tylko jeżeli trzymają poziom.


Film opowiada historię nastoletniej Clary, która pewnego dnia odkrywa istnienie istot niewidzialnych dla normalnych śmiertelników. Okazuje się, że dziewczyna jest Nocnym Łowcą, a jej zadaniem, tak jak pozostałych Łowców, jest ochrona śmiertelników przed demonami i innymi istotami zła. To najkrótszy i najmniej szczegółowy opis jaki udało mi się stworzyć. Nie chciałabym odkrywać przed wami zbyt wiele, bo wtedy nie można się dobrze bawić oglądając film. Myślę, że pewne elementy zaskoczenia mogą być naprawdę fajne, a jeśli zna się całą fabułę...? Wtedy nie da się odczuwać takiej przyjemności.

Opis może wam trochę przypominać "Zmierzch", trochę "Pamiętniki Wampirów" albo "Skrzydła Laurel", ale niekoniecznie oznacza to, że jest do tych wszystkich produkcji podobny. Cechą wspólną są z pewnością nadnaturalne istoty, śliczna, naiwna nastolatka, dwóch facetów "walczących" o jej miłość, czyli tak zwany miłosny trójkąt. A jednak jeśli spojrzymy szerzej, nie wszystko musi wyglądać właśnie tak. Po pierwsze od wszystkich wymienionych wyżej produkcji "Miasto Kości" różni prawdziwy, mroczny klimat; kiedy nie do końca wiemy, o co chodzi i dopiero z czasem otrzymujemy odpowiedzi. Po drugie: otwarte zakończenie (film ma szansę na kontynuację, ale niewielką). Po trzecie - całkiem dobre efekty specjalne. I wątek miłosny, który kończy się zaskakująco dla widzów... W porównaniu ze "Zmierzchem" to naprawdę duży plus.




Jeśli chodzi o sam film, gra aktorska nie była jakaś powalająca, ale nie mogę powiedzieć, że aktorzy grali jak kłody drewna. Warto wyróżnić kreację Lily Collins. Wcześniej widziałam ją na ekranie jako Królewnę Śnieżkę i w roli drugoplanowej w filmie "Wielki Mike. The Blind Side". Muszę przyznać, że przekonała mnie w roli Clary Fray. Na początku słabiutkiej, mdlejącej dziewczynki, a potem silnej i odważnej nastolatki. Podobała mi się także rola Kevina Zeggersa, chociaż było mi szkoda, że na ekranie pojawiał się tak rzadko. Całkiem przekonujący byli również Jonathan Rhys Meyers w roli czarnego charakteru i Robert Sheehan, któremu przypadła rola beznadziejnie zakochanego w Clary przyjaciela. Z kolei Jamie Campbell Bower kompletnie nie pasował mi do roli Jace'a. Nie będę mu niczego zarzucać, bo jego fani by mnie zjedli, ale nie podobało mi się, jak grał.

Z całego filmu najbardziej podobała mi się muzyka. Skomponował ją Atli Örvarsson, znany z soundtracków do filmów: "Polowanie na czarownice", "Babylon A.D." czy "Hansel i Gretel: Łowcy czarownic". Dodatkowo oprócz jego kompozycji po raz pierwszy spodobały mi się wykorzystane utwory, niebędące dziełem kompozytora. Szczególnie przemówiły do mnie dwie: "When The Darkness Comes" Colbie Caillat i "Heart by Heart" Demi Lovato. Zanim zaczniecie coś myśleć i mówić muszę wam powiedzieć, że nie jestem fanką Demi ani jako osoby, ani jako piosenkarki, ale musicie przyznać, że ma naprawdę niesamowity głos.


Wielu krytyków bardzo słabo oceniło film. Muszę przyznać, że na pewno znajdzie się tam wiele niedociągnięć, ale czy naprawdę słysząc o tym filmie wymagaliśmy nie wiadomo czego? Uważam, że został zrobiony całkiem dobrze i mnie się podobał. Zresztą jest skierowany głównie do takich nastolatek jak ja, które lubią dobrą zabawę z filmem i chcą choć na chwilę zapomnieć o nudnej, szarej rzeczywistości. Bo dzięki "Miastu Kości" można przenieść się w naprawdę niezwykły i inny świat...

Ogółem mówiąc, film został zekranizowany na podstawie książki Cassandry Clare o takim samym tytule. Nie miałam okazji jeszcze jej przeczytać, ale słyszałam same pozytywne opinie, dlatego uważam, że warto. Co do filmu słyszałam i czytałam najróżniejsze recenzje, ale i tak zdecydowałam się go obejrzeć. Nie jest to pozycja obowiązkowa, ale czasem aż chce się usiąść w fotelu i zobaczyć coś mało ambitnego. Film nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia, ale mogę powiedzieć, że na swój sposób mi się podobał. Myślę, że dla fanów "Igrzysk Śmierci" to pozycja obowiązkowa!


Jeśli jesteście zainteresowani, obejrzyjcie śmiało i podzielcie się swoimi wrażeniami!

Pozdrawiam, Inka

3 komentarze:

  1. Filmu jeszcze nie widziałam, a to dlatego ,że wolałabym najpierw przeczytać książkę :) Dodaję do obserwowanych i będę zaglądać częściej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam film! Oglądałam go kilkanaście i ciągle mi się nie nudzi. Dla mnie gra aktorka była fenomenalna. Ale cały czas nie mogę przeboleć Valentina.

    OdpowiedzUsuń
  3. Film niezły, choć po przeczytaniu książki spodziewałam się wierniejszej ekranizacji. Niestety sporo zmieniono. Mimo to, nie żałuję, że go obejrzałam i czekam na kontynuację:).

    OdpowiedzUsuń