piątek, 27 września 2013

The Bling Ring

Cześć! Chyba duża część z was, kiedy wokół filmu Sofii Coppoli "The Bling Ring" zaczął się robić szum, dowiedziała się o Hollywood Hills Burglars, czyli amerykańskiej grupie przestępczej, która okradała domy gwiazd. Przyznam się, że przed filmem coś mi się obiło o uszy, ale nie byłam na tyle zainteresowana, by sprawdzić, o co chodziło. I dopiero wczoraj, gdy obejrzałam "The Bling Ring", mogłam dowiedzieć się nieco więcej na ten temat.


Jak już wcześniej wspomniałam, film opowiada historię kilkorga nastolatków, którzy włamują się do domów hollywoodzkich gwiazd i okradają je z ciuchów, biżuterii, pieniędzy. Przywódczynią grupy jest Rebecca i to ją poznajemy na początku filmu, kiedy "zaprzyjaźnia się" z Marckiem, jednym z grupy włamywaczy, a wtedy nowym uczniem szkoły, do której chodzi dziewczyna. To Becca, pragnąca pożyć życiem innych, wprowadza chłopaka w świat kradzieży i poczucia bezkarności. W pewnym momencie do grupy dołączają także Nicki (w tej roli Emma Watson), Sam i Chloe. Przez chwilę do Bling Ring należy także Emily.

Film ma bardzo prostą konstrukcję. Na początku mamy coś na kształt prologu, potem to, co dzieje się teraz. Ogółem, włamywacze decydują się, czyj dom chcą obrobić, potem się włamują, a na końcu imprezują, czując, że są niepokonani i nikt nie zdoła ich złapać. Podczas filmu możemy też zobaczyć wywiady i wypowiedzi członków grupy, których udzielali już po tym, jak zostali przyłapani na gorącym uczynku. Właśnie te elementy filmu sprawiają, że przypomina nieco film dokumentalny.

Momentami film przynudzał. Właściwie cały czas było nudno i tylko gra aktorska trzech osób jakoś ratowała atmosferę. Nużące było to, że w pewnym momencie przez jakieś trzy minuty oglądaliśmy ujęcie domu jednej z hollywoodzkich gwiazd i tylko czarne postacie, które widzieliśmy przez okna obrabowywanej willi. Poza tym nie podobało mi się to, że schemat kradzieży był wciąż taki sam, czyli: wpisywanie w google, gdzie mieszka dana gwiazda, dowiadywanie się z serwisów plotkarskich, że w tej chwili jest w innym kraju bądź odsiaduje swój wyrok w więzieniu, przechodzenie przez bramę, buszowanie po garderobach gwiazd, zabieranie cuchów, biżuterii, zegarków, pieniędzy, raz nawet ukradli obraz (Wow! To dopiero było zadziwiające, bo wcześniej nie zabierali takich przedmiotów z innych domów!). Jakoś nie chce mi się wierzyć, że złodzieje nie mieli żadnego planu. A co z ochroną, kamerami itp.? Kolejna rzecz: naiwność, no i głupota. Rozumiem, że w rzeczywistości mogło im się wydawać, że nikt niczego nie zauważy, ale w filmie pokazali to, jakby naprawdę tylko jedna osoba przejęła się tym, że w końcu mogą ich ukarać. I nie rozumiem jeszcze jednej rzeczy: po co po raz dziesiąty leźć do domu tej samej gwiazdy i opowiadać innym, że się u niej było i się ją okradło?





Chociaż film jest oparty na faktach, tak naprawdę brakowało mi w nim pokazania tego, co mogli czuć bohaterowie zanim zaczęli okradać domy i po tym, jak już w końcu to zrobili. Brakowało mi jakiejś moralności w ich zachowaniu. Szczególnie mam na myśli Rebecckę. Nigdy nie mogłeś być pewny, co ona myśli, co czuje, czego tak naprawdę pragnie. Coppola nie zgłębiała tego tematu i to był błąd. Reżyserka zdecydowała się na końcu subiektywnie opisać swoje odczucia, ale były one przepełnione fałszem, miałam wrażenie, że chce przekazać coś na siłę, być moralizatorką, choć nikt od niej tego nie wymagał.

Przyznam szczerze, że choć po filmie nie spodziewałam się niczego niesamowitego, to i tak mocno się na nim zawiodłam. Strasznie irytowała mnie bohaterka, którą grała Emma Watson, z czego wnioskuję, że grała przekonująco i dobrze, bo jako Hermiona Granger zjednała sobie moją sympatię i pewnie wielu innych widzów. Poza Emmą w filmie można było zobaczyć: Katie Chang, Israela Broussarda (zagrał jakąś mało znaczącą rolę w filmie "Dziewczyna i chłopak - wszystko na opak), Taissę Farming - młodszą siostrę Very (możecie ją kojarzyć z roli w "American Horror Story"), Claire Julien i Georgię Rock, która na ekranie pojawia się jednak dosyć rzadko.

Przesłaniem tego filmu prawdopodobnie było ukazanie sposobu myślenia współczesnej młodzieży, która goni za pieniędzmi, chociaż wielu krytyków uważa, że Coppola się raczej nie popisała i żadnej psychologicznej głębi nie zawarła w "The Bling Ring". Myślę, że film miał potencjał, ale jak zwykle na dobrym pomyśle się skończyło. Produkcja ma wiele wad, ale największą z nich jest po prostu oglądanie ze znudzeniem i zastanawianie się, kiedy film dobiegnie końca.

Nie polecam "The Bling Ring", jeśli szukacie czegoś z wciągającą fabułą i chcecie się rozerwać w weekendowy wieczór. To raczej kino dla wytrwałych lub dla ulubieńców któregoś z aktorów. Dla fanów Emmy to pozycja obowiązkowa! Jednak jej rola nie była na tyle wielka, by przyćmić jej sławę i skojarzenia z rolą Hermiony w "Harrym Potterze". Myślę, że musimy poczekać na jakiś przełom w jej karierze. A wracając do filmu, może i warto go zobaczyć dla samej historii, jednak... czy naprawdę warto patrzeć, jak kilkoro nastolatków okrada domy...?


Zapraszam do komentowania!

Pozdrawiam, Inka

wtorek, 24 września 2013

Teen Beach Movie

Cześć! To mój pierwszy wpis na nowym blogu (wcześniej był filmowy na FW, ale chciałam dzielić się nie tylko spostrzeżeniami o filmach, ale także o książkach i muzyce, czego tam mi brakowało, więc postanowiłam założyć nowy blog), dlatego też proszę o wyrozumiałość. Niemal wszyscy zaczynają swoim pierwszym wpisem od tego, co będzie można przeczytać na ich blogu. Ja wam tego oszczędzę. Będzie to po prostu zbiór myśli, przypadkowych opisów, ocen, rekomendacji.
Już dziś chciałabym napisać co nieco. Zacznę od filmu. Prawdopodobnie większości z was się on nie spodoba lub nie będziecie mieli zamiaru go obejrzeć, ale chciałabym coś o nim napisać. To typowa komedia familijna, w szczególności dla dzieci i młodzieży z elementami musicalu z serii Disney Channel Original Movie.


Głównymi bohaterami są McKenzie (w tej roli Maia Mitchell) i Brady (Ross Lynch), których pasją jest surfing. Jednak lato wkrótce się kończy, a Mac musi wyjechać do prestiżowej szkoły. W dzień wyjazdu dziewczyna wraz z Bradym nieoczekiwanie trafiają do musicalu z lat 60. i zakłócają fabułę filmu. Jeśli nie uda im się na czas odwrócić biegu wydarzeń, na zawsze utkwią w filmowym świecie.

"Teen Beach Movie" osobiście od razu skojarzył mi się z mieszanką "High School Muscial" i "Camp Rocku". Mamy podobny klimat, rywalizację, piosenki. Nawet jeden z aktorów - Garrett Clayton - łudząco przypominał Zaca Efrona, odtwórcę głównej roli w HSMie. Film nawiązuje też, co sam stara się wypromować, nawiązanie do "West Side Story". Początkowo nie mogłam niczego takiego znaleźć, ale w końcu stwierdziłam, że "rywalizację gangów" (to trochę śmieszne, bo "Teen Beach Movie" nie dorasta chociażby do pięt "West Side Story") i miłość wbrew zasadom można uznać za jakieś podobieństwa.

Disney i tym razem, jak zwykle w swoich nowych filmach, starał się wypromować nowe twarze. W jednej z głównych ról pojawił się Ross Lynch, którego można kojarzyć z serialu "Austin i Ally" oraz z zespołu, w którym występuje wraz z rodzeństwem. Kolejna nowa twarz to Maia Mitchell, którą ostatnio można było zobaczyć w pierwszej połowie sezonu "The Fosters". Pojawia się też wspomniany wcześniej Garrett Clayton oraz Grace Phipps, którą mogliśmy już zobaczyć w czwartym sezonie "Pamiętników Wampirów" oraz w dziesięcioodcinkowej amerykańskiej produkcji - "Dziewięć żyć Chloe King". Możemy też zobaczyć kilkunastu innych aktorów, jednak pojawiają się w filmie jedynie jako tło, nierzadko mówiąc tylko po dwa, trzy zdania.


Po grze aktorskiej nie można się zbyt wiele spodziewać, ale w sumie to dopiero młodzi ludzie, którzy nie bardzo mogą się wykazać w takich produkcjach. Jeśli spojrzeć na to od tej strony, Zac Efron wydawał się koszmarny po "HSMie", za to pokazał swój talent w innych produkcjach. Możemy za to dostrzec, że aktorzy świetnie się bawili przy tworzeniu tej produkcji. Dużo ruchu, tańca, skocznej muzyki. W trakcie aż chciało się śpiewać i tańczyć razem z nimi.

Myślę, że piosenki były na całkiem przyzwoitym poziomie. Poza tym okazja usłyszenia nowych głosów, innych niż Hannah Montana, było fajne.

Powiem tak, film ma wiele wad, w tym przewidywalne, lipne zakończenie, ale nie mogę oceniać go zbyt surowo. W końcu nie oczekiwałam jakiegoś super musicalu. I, muszę to przyznać z ręką na sercu, z chęcią oglądałam go od początku do końca. Trochę zawiodłam się na surfowaniu. Na początku myślałam, że właśnie o tym będzie film, ale okazało się, że bliżej mu do komedii romantycznej. "Teen Beach Movie" pokazuje jakieś sekundowe ujęcia, ale to nie to samo co "Błękitna fala" albo "Soul Surfer".




Chciałabym powiedzieć, jak większość osób, że cały filmy jest beznadziejny, ale, mimo wszystko, nie mogę. Polecam go w szczególności dzieciakom, w tym małym dziewczynkom z podstawówki i tym większym, które ciągle żyją marzeniami. Takie filmy pomagają zrozumieć, że wszystko jest możliwie, jeśli wystarczająco się chce i ciężko się pracuje, a na dodatek optymistycznie nastrajają :)

Jeśli macie ochotę na przyjemny film na nudne popołudnie albo wieczór, a może chcecie oderwać się od tego, co jest na co dzień i przeżyć interesującą przygodę? Albo lubicie wpadającą w ucho muzykę i kochacie musicale z młodzieżową obsadą i fajną choreografią! Ten film jest dla was!


Zapraszam do komentowania :)

Pozdrawiam, Inka