sobota, 16 sierpnia 2014

Kwiaty na poddaszu

Cześć! "Kwiaty na poddaszu" to zapewne jeden z tych tytułów, o których wiele słyszeliście, który w jakiś sposób utkwił w waszej pamięci; to książka tak kontrowersyjna, szczególnie, jeśli zwróci się uwagę na rok, w którym powstała i została wydana, a następnie przetłumaczona na wiele języków. Ostatnio miałam okazję ją przeczytać, jednak ciężko było mi zebrać się do kupy, aby napisać jakąś sensowną recenzję, która oddałaby wszystkie emocje, które wiązały się z przeczytaniem tejże książki.


Książka napisana przez Virginię Cleo Andrews to historia czwórki rodzeństwa - Christophera, Cathy, Carrie i Cory'ego - którzy po śmierci ukochanego ojca są zmuszeni opuścić dom i wygodne życie, które wiedli do tej pory i przenieść się wraz z matką do domu babki, o której przez całe swoje życie nie słyszeli ani jednego słowa. Dzieci w tajemnicy przed złowrogim dziadkiem zostają umieszczone w jednym pokoju połączonym z poddaszem do czasu, aż ich matka odzyska miłość ojca, którą utraciła w młodości. Niestety nie wszystko jest tym, czym się wydaje... Dni mijają jeden za drugim, czas płynie coraz wolniej, a obiecane szybkie opuszczenie pokoju przeciąga się coraz bardziej i bardziej. Dodatkowo Christopher i Cathy niebezpiecznie zaczynają się do siebie zbliżać...


Przyznam się, że zanim trafiłam na książkę, obejrzałam film - nowszą wersję z 2014 roku. Wtedy uznałam, że nie jest jakiś fascynujący, ale nie był też zupełnie beznadziejny. Dopiero po sięgnięciu po wersję papierową miałam okazję zorientować się, jak wiele straciłam poprzez samo oglądanie. Co jednak ciekawsze, obejrzenie filmu nie przeszkodziło mi w żaden sposób wyobrazić sobie postaci na swój własny sposób. "Kwiaty na poddaszu" czytało mi się szybko i niezwykle przyjemnie. Już dawno nie miałam w ręku książki, która tak szybko by się czytała. W pewnym momencie zobaczyłam, że to już koniec i sama nie mogłam w to uwierzyć. Lektura zajęła mi zaledwie jeden dzień.

Książka wzbudziła we mnie wiele skrajnym emocji, poczynając od ogromnej niechęci do matki Cathy i reszty rodzeństwa, która zamknęła swoje dzieci w jednym pokoju na wiele lat, głodziła je, nie pozwalała wychodzić na dwór, jedno z nich doprowadziła - niestety - do śmierci, przy czym sama miała czelność pławić się w luksusach, wydawać przyjęcia, codziennie chodzić w nowym stroju, wyjść ponownie za mąż, a następnie zapomnieć o tym, co w jej życiu powinno być priorytetem. Która matka zrobiłaby coś takiego? To pierwsza rzecz, która stała się dla mnie tematem wiodącym od jakiejś nieogarniętej przeze mnie złości wprost do oburzenia a nawet zniesmaczenia.

Kolejnym tematem, równie kontrowersyjnym, stały się dwa związki kazirodcze. Po pierwsze - córki z młodszym bratem ojca, a następnie między rodzeństwem - siostrą i bratem. Jakkolwiek nie mieści się to w głowach, coś takiego się tam wydarzyło. To właśnie sprawiło, że "Kwiaty na poddaszu" stały się dla mnie "dziwną" książką. Właściwie autorka cały czas była przeciwna kazirodczemu związkowi, przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. Narratorem była w końcu Cathy, która wiedziała, że cała ta farsa jest zła. Nie zabrakło jednak usprawiedliwień jako takich, krótko mówiąc: miłość nie wybiera i spada na nas jak grom z jasnego nieba. Wiele się nad tym zastanawiałam i nie doszłam do żadnej konkluzji. Z jednej strony jak można winić Cathy i Chrisa, którzy byli zamknięci przez tak długi czas z dala od rówieśników, musząc nieść na barkach obowiązek wychowania Carrie i Cory'ego, opiekowania się nimi, matkowania, zapewniania im rozrywek...? Z drugiej - przecież to nienormalne, niedorzeczne, no i chore...


Mniejsza jednak z tym. W pewnym momencie rodzeństwo zdało sobie sprawę z tego, co się dzieje i jaka jest ich sytuacja i postanowili uciec. Czy im się udało? Jak powiodły się ich koleje losu? Jeśli jesteście ciekawi, sięgnijcie po "Kwiaty na poddaszu"! Nie bez powodu ta książka zrobiła wokół siebie tyle szumu... Nie bez powodu zbiera tak wysokie oceny i pochlebne opinie... Nie bez powodu na długo pozostaje w pamięci... Polecam wam ją z całego serca! Uważam, że warto.

Pozdrawiam, Inka

3 komentarze:

  1. Mam tę ksiażkę od dawna w planach. Zapowiada się niezwykle obiecująco.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja mama jest zachwycona całą serią ;) ja też mam tę książkę w planach, zachęciłaś mnie.
    PS. Zapraszam do udziału w wyzwaniu:
    http://lustro-rzeczywistosci.blogspot.com/2014/08/wyzwanie-czytelnicze.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkie książki pani Andrews są w pewien sposób do siebie podobne(tajemnica rodzinna i kazirodztwo) niemniej mają w sobie coś takiego,że błyskawicznie wciągają i chce się wiecej i więcej.

    OdpowiedzUsuń