sobota, 4 stycznia 2014

Hiszpańskie seriale

Cześć! Już jakiś czas temu obiecywałam napisać coś o "El Internado", ale jakoś nie mogłam się do tego zabrać. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy udało mi się zobaczyć dwa sezony "Gran Hotelu" i kilka odcinków "El Barco", dlatego zdecydowałam się napisać jedną notkę łączącą te trzy hiszpańskie produkcje i coś o nich naskrobać :)

"INTERNAT"


Fabuła serialu skupia się na losach kilku nastolatków uczęszczających do elitarnej szkoły z internatem - Laguna Negra. Młodzież ma zakaz opuszczania szkolnych murów, które otoczone są lasem. Właśnie tam, wśród mrocznej ciszy i gęsto porośniętych drzew, jeden z wykładowców - Alfonso Ceballos - odkrywa tajemnicę zagrażającą jego życiu i każdego, kto się o niej dowie. Chce on bowiem dowieść, że przed wieloma laty, gdy na miejscu szkoły stał sierociniec, zostało tam zamordowanych kilkoro uczniów. Nauczyciel informuje o tym Carolinę, Victorię, Ivana, Roque i Cayetano, którzy w późniejszych odcinkach starają się dowiedzieć, co stało się kilkanaście lat wcześniej w sierocińcu. Później do grupy dołącza także Marcos, a w kolejnych sezonach Julia oraz Amaia. Okazuje się, że jest jednak ktoś, kto nie chce, by prawda wyszła na jaw i jest gotowy zrobić wszystko, nawet zabić, aby utrzymać tajemnicę w sekrecie.



Fabuła jest bardziej skomplikowana, niż może się to wydawać na pierwszy rzut oka. Gdy zaczynałam oglądać serial, nie spodziewałam się, że tak bardzo mnie wciągnie i zrobi na mnie tak ogromne wrażenie. Hiszpanie piszą genialne, przemyślane i zawiłe scenariusze, komponują świetną muzykę (zakochałam się w utworach Daniela Sancheza de la Hery), wiedzą, co to znaczy trzymać widza w napięciu i co raz go zaskakiwać, bardzo dobrze grają, a do tego są naprawdę atrakcyjni, więc przyjemnie ogląda się ich na ekranie.

"Internat" to mój ulubiony hiszpański serial - pewnie dlatego, że oglądałam go jako pierwszy. Przez siedem sezonów ani razu się nie nudziłam. Poza tym to produkcja z pomieszania gatunków takich jak horror, dramat i thriller. Przyznam, że na początku bywały momenty, gdy wolałam oglądać serial przy zapalonym świetle (cóż, mój poziom strachu jest naprawdę niski), ale potem przyzwyczaiłam się do tego klimatu (szczególnie straszne były dla mnie momenty  podziemiach i niektóre w lesie). Twórcy wykreowali różnorodne postacie - każda z nich była inna i na swój sposób wyjątkowa. Najbardziej polubiłam Ivana, granego przez Yona Gonzaleza, Marię, w którą wcieliła się Marta Torne, Hectora, granego przez Luisa Merlo oraz Fermina, którego zagrał Raul Fernandez. W serialu pojawiły się także nowe, wschodzące gwiazdy oraz słynni aktorzy wielbieni przez hiszpańskich nastolatków: Ana de Armas, Elena Furiase, Blanca Suarez, Nani Jimenez, Daniel Retuerta i Martin Rivas.

Moim zdaniem, warto zobaczyć tą produkcję, ale - oczywiście - nic na siłę. Hiszpańskie seriale mają to do siebie, że jeden odcinek trwa jakieś 75-90 minut, więc naprawdę długo. Jednak nie ma się co zrażać. Na wakacje jeden taki serial z odcinkiem czy dwoma co wieczór, to naprawdę świetna rozrywka.


"GRAN HOTEL"


Serial opowiada perypetie młodego Julia Olmedo, który przyjeżdża do luksusowego Gran Hotelu, mieszczącego się na północy Hiszpanii, by dowiedzieć się, co się stało z jego siostrą - Cristiną, która zaginęła w dziwnych okolicznościach. W prowadzeniu dochodzenia pomaga mu córka właścicielki hotelu - Alicia Alarcon. Razem poznają coraz mroczniejsze sekrety mieszkańców hotelu i natrafiają na kolejne kłamstwa, naprowadzające ich na nowe tropy. Okazuje się, że w Gran Hotelu każdy ma coś do ukrycia i że wychodząca na jaw prawda, może okazać się bolesna...

"Gran Hotel" został uznany za "hiszpańskie Downton Abbey". Serial liczy trzy sezony i jest naprawdę świetny. Ogromnym plusem jest piękna sceneria Pałacu Magdaleny w Santander, nastrajająca muzyka, skomponowana przez Lucio Godoyę oraz Federico Jusida i stylowe kostiumy odzwierciedlające epokę. Do tego klimat, którego w hiszpańskich produkcjach nigdy nie brakuje. Jest tajemnica, jest groza. Mamy zagadki i rozwiązania, prowadzące do kolejnych zagadek i nowych rozwiązań i tak w kółko. Ciągle dowiadujemy się czegoś ciekawego, wstrząsającego, zaskakującego. Poznajemy nowych bohaterów z nowymi tajemnicami, a te skrywane głęboko sekrety okazują się pomocne przy rozwiązywaniu nowej zagadki.



W "Gran Hotelu", tak jak w "Internacie", nie brakuje barwnych postaci. Oczywiście, moimi ulubionymi stali się Alicia, grana przez Amaię Salamancę, Julio, w którego wcielił się Yon Gonzalez oraz Andres (Llorenc Gonzalez), który pomagał tej dwójce przy dochodzeniu. Oprócz tych młodych, utalentowanych i niezwykle atrakcyjnych gwiazd pojawili się także doświadczeniu aktorzy filmowi i teatralni, a wśród nich: Adriana Ozores, Concha Velasco, Manuel de Blas i Juan Luis Galiardo oraz debiutujący bądź mało znani aktorzy: Elena Tarrats, Marian Arahuetes, Megan Montaner, Paula Prendes oraz Marta Larralde. 

"Gran Hotel" mnie zachwycił. Jeżeli miałabym wam polecić jeden serial z tych trzech, o których piszę w tej notce, byłby to właśnie ten. Piękna sceneria, intryga, zakazana miłość, morderstwa, tajemnica - wszystko to, co chcemy zobaczyć na dużym ekranie. "Gran Hotel" nie pozwala się nudzić, choć zdarzały się momenty, gdy był nieco przewidywalny. Jednak serial trzyma w napięciu i wyzwala w oglądającym chęć zobaczenia kolejnego odcinka jak najprędzej. Także - polecam!


"STATEK"


Podczas niebezpiecznych eksperymentów w laboratorium w Genewie, dochodzi do katastrofy akceleratora cząstek. 99% Ziemi zajmuje teraz ocean, a zaledwie 1% - ląd. W tym samym czasie na jednym ze statków pośrodku oceanu znajduje się kilkudziesięciu uczniów, kilku nauczycieli, kapitan i załoga statku, którym udaje się przeżyć katastrofę. Uświadamiają sobie oni, że prawdopodobnie są jedynymi ludźmi na całej kuli ziemskiej. Od tego momentu statek staje się ich domem. Kapitan Ricardo wraz z panią naukowiec - Julią - decydują się odnaleźć ląd. Nie będzie to jednak takie proste, ponieważ nie wiadomo, gdzie on się znajduje. Do tego na oceanie czyha na nich wiele niebezpieczeństw, a na statku - bunty okłamywanej co raz załogi.



"Statek", przynajmniej do tej pory, zrobił na mnie najmniejsze wrażenie. Serial, podobnie jak "Gran Hotel" czy też "Internat", jest bardzo wciągający, jednak brakuje mu tego "czegoś". Postacie wydają się trochę przerysowane, a akcja rozwija się naprawdę powoli. (Mam na myśli przeszłość bohaterów, którą co raz poznajemy w retrospekcjach, ale nie wiemy, jak ma się ona do teraźniejszości.) Poza tym na cały serial polubiłam tylko trzy postacie, co jest zadziwiające. Moimi ulubionymi są Ulises, którego zagrał Mario Casas, Vilma - jedyna ciężarna na statku, w której rolę wcieliła się Marina Salas oraz Burbuja (myślę, że potem mogę go zacząć nie lubić, bo jego przeszłość zdaje się być naprawdę mroczna, ale teraz naprawdę go lubię), którego zagrał Ivan Massague. W serialu pojawili się kolejni, świetni hiszpańscy aktorzy jak: Blanca Suarez, Irene Montala, Luis Callejo, Juanjo Artero, Javier Hernandez i Juan Pablo Shuk (co prawda ten ostatni to nie Hiszpan, a Kolumbijczyk).

Dużymi zaletami "Statku" są: klimat tajemniczości, przygoda, a także śmieszne wypowiedzi bohaterów i ich miłosne perypetie. Kolejne wydarzenia w serialu dają widzowi dużą dawkę emocji. Trzymanie oglądającego "Statek" w niepewności to kolejny plus. Poza tym twórcy zaskakują świetnymi efektami specjalnymi oraz nastrajającą muzyką. "Statek" nie jest tak dobry jak "Internat" czy "Gran Hotel", jednak dalej będą go oglądać i dopóki nie zobaczę go do końca, nic więcej nie mogę powiedzieć. Myślę, że dla fanów Blanci i Maria to pozycja obowiązkowa.


Większość z was pewnie zauważyła, że duża część nazwisk się powtarza. Otóż aktorzy grający w "Internacie", grali też w "Gran Hotelu" albo w "Statku". Hiszpańskie produkcje mnie oczarowały. Kiedyś myślałam, że "Pretty Little Liars" albo "The Vampire Diaries" czy też "Tajemnice Smallville" to super seriale, w których mamy i przygodę, i tajemnicę, i świetne efekty specjalne. Okazało się, że nie dorównują one do pięt hiszpańskim serialom. Ich fabuły i postacie nie podtrzymują takiego napięcia, nie są tak oryginalne i dobrze przemyślane, a do tego nie sięgają do historii. Jeśli macie czas, naprawdę zapoznajcie się z tymi produkcjami. Uważam, że warto! (Jeśli ktoś oglądał "Labirynt fauna", który w dużej mierze jest zasługą Hiszpanów, ten wie, o czym mowa.)

Polecam! Polecam! Polecam!

Pozdrawiam, Inka

4 komentarze:

  1. A czy INTERNAT można znaleźć gdzie online?
    http://wieczniezaczytanatenshi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. A nie znasz czegoś naprawdę śmiesznego i lekkiego? Takie hiszpańskie Friends'y?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serial "SMS, sin miedo a soñar" jest komediowy,, niestety osobiście go nie widziałam, ponieważ można go znaleźć jedynie w wersji hiszpańskojęzycznej.

      Usuń