wtorek, 22 lipca 2014

La Belle & la bête

Cześć! Ostatnio coraz częściej słyszy się o ekranizacjach słynnych baśni. Niedawno nakręcono "Czarownicę" z Angeliną Jolie w roli głównej, o "Królewnie Śnieżce" i "Królewnie Śnieżce i Łowcy" było głośno jakieś dwa lata temu, natomiast w przyszłym roku ma wyjść najnowsza ekranizacja "Kopciuszka" z Lily James i Richardem Maddenem w rolach głównych. Niemniej jednak wszystkie te produkcje były, są i będą amerykańskie i bardzo często są do siebie w jakiś sposób podobne. Ciężko zachwycić i oczarować widza, który widział już prawie wszystko. A jednak... niektórym wciąż się to udaje. Takim człowiekiem był reżyser najnowszej wersji "Pięknej i bestii" - Christophe Gans.


Znacie kogoś, kto nigdy nie słyszał historii pięknej Belli oraz bestii? O ojcu, który zerwał różę z pałacu bestii, by podarować ją najukochańszej córce? O poświęceniu Belli, która zdecydowała się zająć miejsce ojca i "spłacić" jego dług? O księciu zamienionym w bestię? Jedna historia, którą łączą te same wątki, a jednak w różnych regionach Francji w niektórych momentach baśń jest zupełnie odmienna od wersji, którą znamy. Tak to już bywa z baśniami ludowymi. W każdym razie "Piękna i bestia" wyreżyserowana przez Christophe Gansa niewiele różni się od wersji, którą wszyscy znamy. Rozwinięto w niej wątek trzech synów oraz poświęcono mu naprawdę dużo czasu, przez co traci wątek rozkwitającej miłości Belli i bestii, a powód, dlaczego książę został zamieniony w bestię, jest znacznie inny od tego, który sama znałam. Niemniej jednak, reszta jest praktycznie taka sama.



Film został świetnie zrobiony pod względem graficznym. Już oglądając sam zwiastun, wiedziałam, że we francuskiej ekranizacji "Pięknej i bestii" przyjdzie mi się zakochać. Do tego cudowne, bajkowe kostiumy. Bella mogła urzekać widza sama w sobie, ale jej suknie naprawdę zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Tutaj głęboki ukłon w stronę Pierre-Yves'a Gayrauda. Dodatkowo muzyka - delikatna, piękna, miód na moje ucho. Wcześniej nie miałam okazji słuchać kompozycji Pierre'a Adenota, ale po "Pięknej i bestii" jestem nim zachwycona.

Kunszt aktorski zaserwowano na wysokim poziomie, może nie na miarę Oscara, jednak, muszę przyznać, że gra aktorów była całkiem niezła. Szczególnie doceniam Léę Seydoux wcielającą się w postać Belli. Wcześniej miałam okazję zobaczyć ją w "Życiu Adeli", ale była to zupełnie inna rola. Podczas gdy Lea jest ucieleśnieniem niewinności i piękna, Vincent Cassel wcielający się w postać bestii staje się symbolem męskości, a nawet swego rodzaju zwierzęcości. Niemniej jednak ta para spisała się świetnie i przekonali mnie w swoich rolach.


Jedyne, co ciągle nie daje mi spokoju, to fakt, że reżyser tak mało miejsca poświęcił wątkowi rozkwitającej miłości Belli i bestii. Głupotą był dla mnie moment, w którym bestia ratuje życie Belli, następnie pozwala jej wrócić na jeden dzień do domu, a ona, jakby nigdy nic, zaczyna zachowywać się niemal jak kokietka. To mnie nie przekonało. Uważam, że z: "Nienawidzę cię! Brzydzę się tobą!" po zaledwie kilku minutach nie można przejść do: "Kocham cię i chcę spędzić z tobą całe życie.".

Niemniej jednak francuska ekranizacja "Pięknej i bestii" bardzo mi się podobała. Polecam wam obejrzeć film - robi wrażenie. Jest naprawdę zjawiskowy. A na zakończenie mam dla was zwiastun, żeby wam w ciemno nie proponować filmu, który może się wam nie spodobać.


Pozdrawiam, Inka

2 komentarze:

  1. "Czarownica" z Angeliną bardzo mi się podobała! :) "Królewnę Śnieżkę i Łowcę" wyłączyłam za to w połowie... Ale na "Piękną i Bestię też się na pewno skuszę"! Lubię ekranizacje bajek i chętnie poparzę, jak to twórcy przerobili tym razem. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię ekranizacje bajek. Chętnie obejrzę i tą.

    OdpowiedzUsuń