sobota, 1 lutego 2014

Złodziejka Książek

Cześć! Jestem przekonana, że większość z was słyszała o "Złodziejce Książek" Markusa Zusaka. Miałam okazję przeczytać ją w zeszłym roku i po lekturze byłam wręcz oszołomiona. Tak wielkie wrażenie wywarła na mnie książka Zusaka. Jest to, zdecydowanie, jedna z najlepszych powieści, jeśli nie najlepsza, jakie przeczytałam w swoim życiu i dopiero druga książka, której na portalu LubimyCzytać.pl dałam najwyższą oceną. O tym, że na podstawie książki ma powstać film pisano, zdaje się, dość często i było o tym głośno, a jednak dopiero niedawno, kilka miesięcy przed planowaną premierą, zorientowałam się, że "Złodziejka Książek" naprawdę zostanie przeniesiona na duży ekran. Zafascynowana i oczarowana powieścią Zusaka stwierdziłam, że obejrzę film, choć nie liczyłam na to, by w najmniejszym stopniu dorównał książce. Jak zareagowałam po obejrzeniu filmu? O tym dowiecie się w poniższej recenzji.


"Złodziejka Książek" opowiada historię dziesięcioletniej Liesel Meminger, która wraz z początkiem II wojny światowej trafia do niemieckiej rodziny mieszkającej w pobliżu Monachium. Dziewczynce nie jest łatwo. Podczas podróży do Molching umiera jej brat. Na jego pogrzebie Liesel kradnie swoją pierwszą książkę - "Podręcznik Grabarza". Dzięki niej i nowemu papie - Hansowi Hubermannowi - udaje jej się okryć piękno w czasach naznaczonych piętnem wojny, bólu i cierpienia.

Nie chcę za bardzo rozpisywać się, jeśli chodzi o fabułę. Wydaje mi się, że każdy, kto czytał powieść Zusaka, wie, o czym jest, a ci, którzy zamierzają obejrzeć film, a nie czytali książki, z pewnością lepiej będą się bawić, odbywając podróż wraz z Liesel, niż czytając suche fakty o tym, czego mogą się spodziewać. W pierwszym odczuciu, muszę przyznać, że film jest świetnie zrobiony. Gdybym nie czytała powieści, z pewnością przyznałabym mu ocenę 10/10 i dodała go do ulubionych, jednak książka podnosi poprzeczkę i dlatego ocenę obniżyłam do 9. (Mimo to dodałam go do ulubionych. Nie mogłam się powstrzymać. Film zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie. Może nie takie, jak książka, ale zawsze!)



Pierwszym atutem jest, oczywiście, gra aktorska. Kto by się spodziewał, że trzynastoletnia dziewczynka ze znikomym doświadczeniem zagra tak dobrze Liesel Meminger? Muszę przyznać, że Sophie Nélisse spisała się na medal. Nie wiem, dlaczego nie przyznano jej nagrody Critics' Choice. Możliwe, że gdy zobaczę film "Życie Adeli - Rozdział 1 i 2", zrozumiem, dlaczego aktorka grająca tytułową bohaterkę otrzymała tą nagrodę, a inni aktorzy, którzy byli nominowani (m. in. Asa Butterfield i Liam James) zostali odrzuceni. W każdym razie, w filmie pojawili się także: Geoffrey Rush w roli Hansa Hubermanna (Któż nie kojarzy tego australijskiego aktora czterokrotnie nominowanego do Oscara? W tym z jedną wygraną za rolę Davida w filmie "Blask". Albo grającego Hectora Barbossę w "Piratach z Karaibów"? Aktor po raz kolejny świetnie sobie poradził. Widzowie od początku pokochają go w roli papy Liesel.), Emily Watson jako Rosa Hubermann (Oglądając aktorkę w tej roli, trudno byłoby mi zgadnąć, że jest Brytyjką. Tak świetnie radziła sobie z niemieckim akcentem i, w ogóle, odegrała swoją rolę kapitalnie), Ben Schnetzer kreujący postać Maxa Vandenburga (Jeśli internet nie kłamie, ten chłopak ma dopiero 23 lata, niewielkie doświadczenie aktorskie, a w roli Maxa udało mu się mnie oczarować), Nico Liersch w roli Rudy'ego Steinera (Kolejny dzieciak na planie, może niezbyt wyróżniający się ze swoją rolą przyjaciela Liesel, a jednak nie sposób było się nie uśmiechnąć, gdy dla "ukochanej dziewczyny" wskoczył do lodowatej wody, by wyciągnąć z niej należący do Liesel przedmiot, stanowiący dla niej ogromną wartość), Oliver Stokowski jako Alex Steiner, Carina N. Wiese wcielająca się w rolę Barbary Steiner czy też Roger Allam, a raczej jego głos będący narratorem całej opowieści i... Śmiercią.


Kolejnym plusem jest śliczna, nastrajająca melancholijnie i refleksyjnie muzyka skomponowana przez Johna Williamsa. Trudno zresztą się dziwić. John, choć na karku ma już ponad osiemdziesiąt lat, komponował muzykę filmową do wielu znanych i cenionych produkcji. Wśród nich były to między innymi: "Gwiezdne Wojny", "Lista Schindlera", "Indiana Jones", "Wyznania Gejszy", "Czas wojny" czy też "Lincoln". Williams był nominowany do Oscara 39 razy, zaś do Złotego Globu - 18. W obu kategoriach wygrał po 4 statuetki. To robi wrażenie!

Film na sporo plusów. Warto docenić reżysera - Briana Percivala, który oprowadza nas po Niemczech w czasie II wojny światowej. Maluje nam obraz taki, jaki w rzeczywistości był. Ukazuje Żydów wywlekanych ze swoich sklepów na ulice, bitych i upokarzanych, sąsiadów-Niemców, którzy nie reagują w takich sytuacjach, bo są zastraszani przez system, a jednak, mimo to znajduje się jeden człowiek - Hans (no i jego rodzina) - który pomaga Żydowi i ukrywa go u siebie w piwnicy. Pokazuje zburzone po bombardowaniu Molching. Nie ukrywa niczego... 


Jest jedna rzecz, która mi się nie podobała. Sceny z "kradnięciem" nie były ani ekscytujące, ani tak niebezpieczne, jak przedstawiano je w książce. W ogóle były jakieś takie nijakie. Przyznam, że byłam nimi zawiedziona...

Film niesie z sobą przesłanki moralne. Ma on widza uwrażliwić. Pokazać, jak wojna niszczy to, co piękne, to, co kochamy. "Złodziejka Książek" jest pozycją wartościową, godną zobaczenia na dużym ekranie. Jest opowieścią piękną, zarazem szczęśliwą i smutną, głęboką, przejmującą, zachwycającą, urzekającą, zachęcającą do refleksji, wzruszającą i nie wiem, jakich jeszcze epitetów musiałabym użyć. Oczywiście, książka jest o niebo lepsza i zanim obejrzycie film, polecam wam jej przeczytanie. Jestem przekonana, że nie poczujecie się zawiedzeni! Jeśli jednak wolicie się wstrzymać, obejrzyjcie "Złodziejkę Książek" - będzie to przedsmak przed lekturą! Spotkałam się z wieloma opiniami, że film nie dorównuje książce i faktycznie - nie jest taki sam, nawet w połowie nie zachwyca tak jak powieść Zusaka - a jednak, poruszył mnie, spodobał mi się i choć nie ma porównania z książką, to warto go zobaczyć!

„Powiadają, że wojna jest najlepszą przyjaciółką śmierci. Ja mam inne zdanie na ten temat. Dla mnie wojna jest jak nowy szef, który oczekuje niemożliwego. Stoi ci nad głową i powtarza do znudzenia: "Zrób to, zrób to". Więc pracujesz coraz ciężej. Robisz, co ci każą. Ale szef nigdy ci nie dziękuje. Żąda coraz większych wysiłków.”

Polecam serdecznie!

Pozdrawiam, Inka

1 komentarz:

  1. O książce, jak i filmie słyszałem wiele dobrego i nie mogę się doczekać, aż przeczytam tę pozycję (gdyż wolę najpierw czytać, a potem dopiero oglądać ekranizacje c:).
    Pozdrawiam, Avenix!

    OdpowiedzUsuń