środa, 25 czerwca 2014

Podsumowanie czerwca

Cześć! Już dawno nie pisałam, ale już wkrótce wakacje, więc mam nadzieję, że się to zmieni. Od dłuższego czasu chciałam dodać kilka recenzji, ale zawsze jakoś mi to nie wychodziło, dlatego zdecydowałam się na notkę podsumowującą, w której znajdzie się wszystko to, co przeczytałam i obejrzałam w czerwcu.

"NIESKOŃCZONOŚĆ"
Holly-Jane Rahlens


Książkę otrzymałam w prezencie bożonarodzeniowym, czyli jakieś pół roku temu. Ciągle obiecywałam sobie, że się za nią zabiorę, ale jako human musiałam ciągle czytać coś z romantyzmu, pozytywizmu, Młodej Polski. Jakieś dwa miesiące temu sięgnęłam po "Nieskończoność" i doszłam do połowy. Niestety, musiałam przerwać lekturę ze względu na "Przedwiośnie". Ale wróciłam do niej dwa tygodnie temu i na nowo zostałam wciągnięta do świata Finna i Eliany. "Nieskończoność" to niesamowita powieść, która skradła nie tylko większą część mojego wolnego czasu, ale także serce. Większość książek o miłości jest dość płytka, ale powieść pani Rahlens była wspaniała. Dodatkowo motyw podróży w czasie - zdecydowanie na plus. Jestem mile zaskoczona "Nieskończonością" i polecam ją każdemu czytelnikowi. Powieść może spodobać się nie tylko paniom, ale też panom.

"IDEALNA CHEMIA"
Simone Elkeles


Gdy tylko zobaczyłam opis "Idealnej chemii", wiedziałam, że będzie to idealna lektura dla mnie. Nie zawiodłam się ani nie rozczarowałam się. Książka jest do bólu prawdziwa. Być może świat z "Idealnej chemii" to nie to samo, co przeżywamy na co dzień, ale przecież wojny gangów, nieszczęsne zauroczenia, rodzinne konflikty istnieją cały czas, nawet jeśli sami ich nie doświadczamy. Bądź co bądź, powieść Elkeles bardzo mi się podobała. Czytałam już wiele książek o miłości dwojga nastolatków pochodzących z różnych światów, ale większość z nich była po prostu naciągana, płytka, nieprawdopodobna. Tym razem wszystko było na swoim miejscu. Szara rzeczywistość, okrutny świat, źli i dobrzy ludzie, śmierć. Elkeles niczego nie pomija. Szczególnie uderzyła mnie scena, w której Alex decyduje się odejść z Latynoskiej Krwi i przechodzi przez szereg najróżniejszych fizycznych tortur. (Żeby to zrozumieć, trzeba przeczytać książkę.) Polecam "Idealną chemię" nastolatkom - i dziewczynom, i chłopakom. Głównie dlatego, że autorka poruszyła problem inności oraz tego, jak stereotypowo można postrzegać innych, podczas gdy rzeczywistość jest zupełnie inna. Elkeles uczy jak mówić "NIE" uprzedzeniom.

"PŁATKI NA WIETRZE"

 

Odkąd zobaczyłam nową wersję "Kwiatów na poddaszu", nie mogłam doczekać się jej telewizyjnej kontynuacji. Przyznam, że "Płatki na wietrze" nie zachwyciły mnie tak samo jak pierwsza część, ale nie były dużo gorsze. Interesująca fabuła, dobra gra aktorska, nastrajająca muzyka - wszystko przemawiało na korzyść filmu. Po obejrzeniu byłam nawet zaszokowana faktem, że Heather Graham potrafi coś zagrać. Chyba nie zgrzeszę, jeśli powiem, że ta aktorka to drewno i w ogóle nie potrafi grać. W każdym filmie jest taka sama. Do tej pory żadna rola w jej wykonaniu mnie nie przekonała. W "Płatkach na wietrze" w końcu mogła się wykazać. Mam na myśli ostatnią scenę w domu wariatów. O tak, chyba w tym momencie pani Graham mogła poczuć się spełniona. W ciągu tej jednej minuty udało jej się mnie przekonać. Jeśli widzieliście "Kwiaty na poddaszu" bądź czytaliście książki, spróbujcie także obejrzeć film. A nuż wam się spodoba.

"MIŁOŚĆ BEZ KOŃCA"


Książka Scotta Spencera została już przeze mnie zamówiona i czekam, aż w końcu będę mogła ją przeczytać. Mimo że nie miałam okazji po nią sięgnąć do tej pory, zdecydowałam się obejrzeć film o tym samym tytule w reżyserii Shana Feste'a. Muszę przyznać, że produkcja całkiem mi się podobała. (Tak, wiem, już czytałam, że zupełnie nie przypomina książki, ale to jeszcze lepiej dla mnie. W końcu najlepsza część ciągle przede mną!) Nie lubię Alexa Pettyfera, który zagrał Davida, a Gabriella Wilde, którą wcześniej miałam okazję zobaczyć w "Carrie", nie zapowiadała się jako aktorka roku. W każdy razie, już od pierwszych minut wciągnęłam się w całą historię. Byłam zaskoczona tym, że w ogóle nie przeszkadzała mi gra aktorska, która może nie powalała na kolana, ale nie była też mierna. "Miłość bez końca" to wcale nie błaha i lekka historyjka. W filmie ojciec Jade ma obsesję na punkcie Davida i Jade i robi wszystko, by ta dwójka nie była ze sobą. Mówiąc wszystko, mam na myśli wszystko, żadnych zahamowań. Pan Butterfielfd to zdecydowanie najczarniejszy charakter w "Miłości bez końca". Nie chcę się rozpisywać na temat fabuły. Mogę wam tylko powiedzieć, że najbardziej zawiodła mnie jedna rzecz: zakończenie.
Spoiler: Jakoś nie mogłam uwierzyć w przemianę ojca Jade. W jednej chwili nienawidzi Davida i chce go zabić, a w następnej pomaga mu się wydostać z płonącego domu. Gdyby złożyć całą fabułę w jedno, ta scena w ogóle tam nie pasuje. Chyba byłoby lepiej, gdyby do końca został czarnym charakterem. Cóż, takie zakończenie nie zachwyciłoby jednak zbyt wielu widzów, bo happy end musi być...
Film jest całkiem niezły. Jeśli chcecie się dobrze bawić przez dwie godziny i zapomnieć o Bożym świecie, "Miłość bez końca" to zdecydowanie produkcja dla was. A na zakończenie jedna z piosenek, która pojawiła się w filmie:


"FAKING IT"


Serial, co prawda, zaczął swoją emisję w kwietniu, jednak zakończył ją w czerwcu, dlatego też zdecydowałam się coś o nim napisać. Opowiada historię dwóch przyjaciółek - Amy i Karmy - które decydują się udawać parę lesbijek, aby zdobyć popularność w liceum. Opis wydaje się być płytki, fabuła też, a jednak "Faking it" miło mnie zaskoczył. Przyjemnie oglądało się te 8 odcinków. Do tego gra aktorska - całkiem niezła. Zobaczenie Gregga Sulkina z innej strony było naprawdę przyjemne, głównie dlatego, że ten dzieciak kojarzył mi się tylko z przystojną twarzą, a teraz można było go zobaczyć jako początkującego aktora. Ogółem, "Faking it" nie spodoba się wszystkim, dlatego nie będę go polecała. Mimo to, serial jest naprawdę fajny, dlatego warto się z nim zapoznać.

Mój czerwiec nie był jakiś powalający, ale coś tam zrobiłam. W tym roku czytanie książek zdecydowanie u mnie podupadło, jednak podbudowuję się tym, że jak coś czytam to jest to raczej ambitne. ("Idealna chemia" tego nie potwierdza, ale mam za sobą "Złodziejkę książek", "Zbrodnię i karę", mnóstwo lektur - same wartościowe pozycje.) To chyba tyle. Dzielcie się w komentarzach swoimi spostrzeżeniami.

Pozdrawiam, Inka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz